Wyklęci Zmartwychwstają
Motto:
„Jeśli zapomnę o nich. Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie” Adam Mickiewicz
„My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej! (…) Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny czy na gruzach kochanej stolicy – Warszawy – z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię” – tak cel powojennej walki przedstawiał kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”, dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK, legenda Podlasia.
A komendant IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość płk Łukasz Ciepliński w grypsie z celi śmierci napisał: „Zrobili ze mnie zbrodniarza. Prawda jednak wkrótce zwycięży. Nad światem zapanuje idea Chrystusowa, Polska niepodległość – a człowiek pohańbioną godność ludzką – odzyska”.
Ciepliński miał rację. Nie tylko angażując się w II konspirację niepodległościową. Przewidział, że Prawda i idea Chrystusowa w końcu zwyciężą. Bo w III RP Żołnierze Wyklęci, którzy do końca pozostali Niezłomni wracają do świadomości Polaków. Podziemna Armia Powraca – jak śpiewają Leszek Czajkowski i Paweł Piekarczyk. Niezłomni Zmartwychwstają.
„By sumą kar wszystkich
– mnie tylko karano”
Nie tylko w grypsie komendanta WiN – organizacji będącej bezpośrednim kontynuatorem czynu i idei Armii Krajowej – kluczowe jest przesłanie o Zmartwychwstaniu Polski i Jej wiernych żołnierzy. Tak samo brzmiały ostatnie słowa innych bohaterów Niepodległej, skazanych przez Sowietów i ich polskich kolaborantów. Słowa przekazywane rodzinom, czy współwięźniom. Mówili, że umierają za wolną Polskę i za wiarę w Boga. W jednej z homilii ks. prał. Józef Maj z kościoła św. Katarzyny na warszawskim Służewie, wokół którego komuna też wykopała zbiorowe doły śmierci dla ofiar swojego reżimu, mówił: – Ich niezłomność bardzo często była podyktowana nie tylko walką o niepodległość, ale także wiarą w Boga i wiernością Jego prawom.
W czerwcu 1946 r. bohater KL Auschwitz rotmistrz Witold Pilecki dostał informację o grożącym mu niebezpieczeństwie. Nie wykonał rozkazu gen. Andersa wzywającym go do Włoch, co określił słowami: „Ja stąd nie wyjadę. Ktoś tu musi trwać bez względu na konsekwencje”.
Pilecki, maltretowany na Rakowieckiej, do końca pozostał wierny Polsce i Bogu. Pozostał Niezłomny. „Dlatego więc piszę niniejszą petycję. By sumą kar wszystkich – mnie tylko karano. Bo choćby mi przyszło postradać me życie. Tak wolę – niż żyć wciąż, a w sercu mieć ranę” – pisał w wierszu „Dla Pana Pułkownika Różańskiego” (Mokotów, 14 maja 1947 r.). Ileż w tym tekście wiary i miłości bliźniego.
Z podniesioną głową szedł Pilecki przez niemieckie i stalinowskie katownie drogą XV-wiecznego ascety Tomasza a Kempis, autora traktatu „O naśladowaniu Chrystusa”. Za swoje ideały rotmistrz oddał życie 25 maja 1948 r., zamordowany sowieckim strzałem w potylicę przez kata Mokotowa ubeka Piotra Śmietańskiego. Mój Ojciec – bliski współpracownik i kurier Witolda do gen. Andersa – nieprzypadkowo nazywał swojego dowódcę „świętym polskiego patriotyzmu”.
„Lepiej, że ja jedna zginę”
Rotmistrza, jako jednego z nielicznych męczenników za wolną Polskę spotkał „przywilej” ostatniego namaszczenia. W jego egzekucji w oddzielnie stojącym bunkrze, tzw. kartoflarni, brał udział ks. Wincenty Martusiewicz. W Gdańsku ostatnim chwilom 17-letniej Danuty Siedzikówny z 5. Brygady Wileńskiej AK towarzyszył ks. Marian Prusak, ściągnięty przez ubeków z kościoła w Rumi. Dziś sanitariuszka „Inka” jest bohaterką młodzieży. Ona też, zmartwychwstając, zwyciężyła.
Danuta Siedzikówna niedługo przed śmiercią powiedziała: „Lepiej, że ja jedna zginę”. Wierzyła, że w momencie, kiedy ona nikogo nie wyda, przeżyją jej koledzy, wierzyła, że przeżyje jej dowódca – mjr. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. W dokumentach IPN znajduje się „Prośba o łaskę do Obywatela Prezydenta”, czyli Bolesława Bieruta, nosząca datę 3 sierpnia 1946 r. Mimo, iż pisana jest w pierwszej osobie („Ja, Danuta Siedzikówna”), nie została jednak podpisana przez „Inkę”, tylko przez jej obrońcę z urzędu – Jana Chmielowskiego. „Inka” odmówiła podpisania pisma, w którym jej koledzy z oddziału zostali nazwani „bandytami”. A w grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, napisała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. To kwintesencja niezłomności.
„Godna postawa”
Przed „sądem” mjr. Hieronim Dekutowski „Zapora” – tak jak rtm Witold Pilecki – wziął na siebie całą odpowiedzialność. Pytany, dlaczego zamiast ujawnić się, pozostał ze swoimi żołnierzami, odpowiedział: „Byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem ich dowódcą. Nie mogłem umyć rąk i zostawić ich jak grupy bandyckie w terenie, bez dowództwa”.
Podobnie Stanisław Kasznica, ostatni komendant Narodowych Sił Zbrojnych. Jego siostra Eleonora wspomina: „Ojciec bardzo namawiał Stacha, aby uciekł z Polski. Jeżeli się nie mylę, to nawet organizowano transport lotniczy, by przerzucić go na Zachód. Brat jednak kategorycznie odmówił. Uzasadniał, że nie może się sam ratować i zostawić w Polsce podkomendnych”.
24 lutego 1953 r. komuniści zamordowali generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Prokurator Witold Gatner moment ten opisał następująco: „Byłem zdenerwowany, napięty. Czułem, że trzęsą mi się nogi. Skazany patrzył mi cały czas w oczy. Stał wyprostowany. Nikt go nie podtrzymywał. Po odczytaniu dokumentów zapytałem skazanego, czy ma jakieś życzenie. Na to odpowiedział: «Proszę powiadomić rodzinę». Oświadczyłem, że rodzina będzie powiadomiona. Zapytałem ponownie, czy jeszcze ma jakieś życzenia. Odpowiedział, że nie. Wówczas powiedziałem: «Zarządzam wykonanie wyroku». Kat i jeden ze strażników zbliżyli się (…). Postawę skazanego określiłbym jako godną. Sprawiał wrażenie bardzo twardego człowieka. Można było wprost podziwiać opanowanie w obliczu tak dramatycznego wydarzenia”.
Ostatnie powstanie
W czasach PRL-u nie można było o nich mówić, ale w III RP ten temat także właściwie nie istniał. Komuniści wyrwali nam w ten sposób kawał naszej historii, naszej tradycji. Tradycji insurekcyjnej, heroicznej, bo to, co się działo po 1944 r. trzeba określić jasno – ostatnim polskim powstaniem zbrojnym. Powstaniem wymierzonym w Sowietów.
Dlatego PRL tak metodycznie niszczył pamięć o tym. Niezłomni mieli zniknąć na zawsze – jakby wojna dla Polski skończyła się w 1945 r., jakby żaden opór przeciwko drugiemu sowieckiemu okupantowi w ogóle nie istniał.
A ten kręgosłup wciąż się nam wyrywa. Dlatego priorytetową sprawą musi być zmiana programów nauczania. Tak, aby polska młodzież dowiedziała się przede wszystkim o naszych współczesnych bohaterach – Cieplińskim, Szendzielarzu, Dekutowskim, Kasznicy, Pileckim, Fieldorfie. Tylko wtedy młodzi ludzie będą mogli zrozumieć, czym jest pookrągłostołowa III RP. Zobaczą dramat polskiej elity zamordowanej przez komunę, która nielegalnie przejęła władzę i jest wpływowa do dziś. Tak wykształcone, wychowane na triadzie: Bóg-Honor-Ojczyzna, kolejne pokolenie Polaków będzie dalej zmieniało nasze państwo.
Wartość walki
Walka, a często ofiara życia żołnierzy II konspiracji niepodległościowej to symbol niezłomnej postawy bohaterów, a także hańby ich oprawców, którzy mordowali polskich patriotów, a potem przez lata zabijali pamięć o nich, nazywając zdrajcami i bandytami, wyrzucając na śmietnik historii. Dziś walczymy o to, aby przywrócić im należne miejsce w pamięci następnych pokoleń.
Podniosłe, niczym niezakłócone obchody powstania w getcie warszawskim pokazują, że można mówić o historii bez nienawiści. Pokazują, że heroiczna, choć pozbawiona szans walka ma sens. Tak jak sens miały wszystkie polskie powstania: kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, w końcu powstanie warszawskie i powstanie Żołnierzy Niezłomnych. Prof. Henryk Elzenberg napisał: „Wartość walki tkwi nie w szansach zwycięstwa sprawy, w imię której się ją podjęło, ale w wielkości tej sprawy”.
Następca „Zapory” kpt. Zdzisław Broński „Uskok” zdaje się rozwijać tę myśl: „Życie poświęcić warto jest tylko dla jednej idei, idei wolności! Jeśli walczymy i ponosimy ofiary to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie”.
„Obróci się wam na zgubę”
Bo komuniści tak samo traktowali mężczyzn, kobiety, patriotyczną młodzież, księży. Przecież płk Julia Brystygier, szefowa Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego do walki z Kościołem, szczególny sadyzm wykazywała wobec młodych więźniów – biła ich pejczem po genitaliach i miażdżyła je przycinając szufladą. Przecież ordynariusza kieleckiego bp Czesława Kaczmarka ubecy doprowadzili w śledztwie do stanu przedagonalnego.
O innym księdzu – Józefie Fudalim, katechecie z podkrakowskich Liszek, aresztowanym w sprawie „szpiegowskiej działalności” kurii krakowskiej, 20 listopada 1952 r. „agent celny” (ubecki kapuś w celi), donosił: „Na celi dyskutuje bardzo dużo na tematy religijne. Udowadnia dogmaty religijne i rozstrzyga różne kwestie społeczne (…) Prócz tego organizuje zbiorową modlitwę na celi”. Ks. Fudalego Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie skazał na 13 lat więzienia.
I jeszcze ksiądz Władysław Gurgacz, ps. „Ojciec”, „Sem” jezuita, kapelan partyzantów z Nowosądecczyzny. Przed krzywoprzysiężnym sądem 13 sierpnia 1949 r. mówił: „Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć (…). Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę”. Ksiądz Gurgacz też miał rację.
A młodzi antykomuniści, którzy gnojeni w ubeckich katowniach nawet za śpiewanie patriotycznych piosenek, trafiali do makarenkowskich obozów reedukacyjnych? Niektórzy z nich założyli potem Fundację „Polska się upomni”. W tej nazwie była wiara i nadzieja w zmartwychwstanie Żołnierzy Niezłomnych. I Polska się upomniała.
Panteon na „Łączce”
Niestety, po 1989 r. niewiele się zmieniło. Skandaliczne jest to, że IPN-owi pozwolono na badanie „Łączki” dopiero po 22 latach okrągłostołowej Polski. Niektórzy bohaterowie doczekali w III RP pośmiertnej rehabilitacji, ale cały czas nie mają grobów. Bliscy nie mogą zapalić im lampki, pomodlić się.
A gdyby ekshumacje w kwaterze „Ł” zaczęły się zaraz po „ustrojowej transformacji”, prawdopodobnie udałoby się wykopać wszystkich. Kilka lat temu, zaraz obok warszawskich Powązek Wojskowych, powstała trasa szybkiego ruchu. A budujący trasę robotnicy mieli wykopać masę ludzkich kości. Bo teren „Łączki” w latach 50-tych był rozległy i sięgał poza granice dzisiejszej nekropolii. Co robotnicy zrobili ze szczątkami – nie wiadomo. Od wysoko postawionych osób dostali zakaz mówienia o tym, co znaleźli.
Bo komuniści i ich spadkobiercy do dziś boją się grobów Żołnierzy Niepodległej i robią wszystko, aby odkopywaną prawdę zablokować. To strach przed pamięcią o tych, których świadomie, z premedytacją eliminowali. Strach przed manifestacjami patriotycznymi, które – mam nadzieję – będą towarzyszyć pochówkowi kolejnych zidentyfikowanych żołnierzy podziemnej armii. Strach przed odkryciem nazwisk oprawców – śledczych, sędziów, prokuratorów, którzy często spoczywają obok. Spoczywają w chwale budowniczych PRL, a także – o zgrozo – III Rzeczypospolitej. W końcu strach przed uświęceniem „Łączki” jako nie panteoniku, tylko wielkiego Panteonu Żołnierzy Wyklętych-Niezłomnych. I oto dalej się bijemy.
Zniszczyć fizycznie i moralnie
Na razie cieszymy się, że na warszawskiej „Łączce” Wyklęci już zmartwychwstali. Wydobyci z ziemi, identyfikowani. Bo przecież oni mieli zniknąć na zawsze. Zrzucani potajemnie przez stalinowskie bestie do bezimiennych dołów, posypywani wapnem. Rodziny często w ogóle nie wiedziały o śmierci najbliższych. Naczelnik więzienia mokotowskiego Alojzy Grabicki żonie jednego ze skazanych powiedział: „Po takich zbrodniarzach ziemia musi być zrównana”.
W tych słowach znajdujemy cel nielegalnej, uzurpatorskiej władzy komunistycznych oprawców – zrównać ziemię po bohaterach, zaorać pamięć o prawdziwej Polsce i jej najlepszych synach. Elicie II RP, polskim wojsku. Bo najpierw Niezłomnych – groźnych wrogów politycznych – mordowano, a potem przez cały PRL mordowano pamięć o nich.
Niszczono ich bliskich – żony, dzieci, odbierając im możliwość nauki i pracy. Wmawiając sąsiadom, że to rodziny bandytów. „Zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fizycznie, ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa” – mówił mjr UB Wiktor Herer w 1948 r. do jednego z katowanych Polaków.
Niech się Pani pomodli
„Niech się Pani pomodli, dzisiaj w mojej intencji,
bo wyprawa mnie czeka, niebezpieczna i zła.
Może Pani modlitwa, będzie dla mnie skuteczną
i uchroni od złego, tego co prosi tak”.
To piosenka śpiewana w oddziałach mjr Hieronima Dekutowskiego „Zapory” na Lubelszczyźnie. Piosenka ludzi bez domu – wyklętych przez komunistów, których masowo wspierała miejscowa ludność, dając im schronienie i nadzieję.
„Niech się Pani pomodli” – śpiewajmy tę piosenkę dziś, prosząc o modlitwę za poległych i pomordowanych żołnierzy ostatniego polskiego powstania antykomunistycznego. Podziemna Armia Powraca. Żołnierze Niezłomni Zmartwychwstają.
Tadeusz Płużański